piątek, 15 października 2021

Wyprawa na Turbacz

W sobotnie popołudnie razem z Kacprem wpadliśmy na spontaniczny pomysł wejścia na Turbacz, wykorzystania ostatków dobrej pogody i przetestowania naszych interpretacji strojów góralskich z końca XVII wieku. Ustaliliśmy trasę doliną Kowańca, na Turbacz i dalej za Długą Halę pod Turbaczem, na wyręby przy szlaku na Przysłop.


W mroźny niedzielny poranek (a było -4°C) ubrani jak widać na załączonych zdjęciach ruszyliśmy w drogę. Pierwszy odcinek był najtrudniejszy. Żeby uniknąć uczęszczanego, stromego i skalistego podejścia zwanego Golgotką, postanowiliśmy wspiąć się na grzbiet masywu leśnymi drogami zrywki drewna oraz ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta. 




Pomimo łagodnego podejścia, wilgotne podłoże i poszycie leśne nie ułatwiały marszu. Po drodze ciupagą wyciąłem dla Kacpra kij który pomagał mu w dalszym marszu. Na szczęście zachodnie trzewiki które mieliśmy na tym etapie dały sobie radę i bez większych problemów doszliśmy do łagodnego odcinka szlaku. 


Na łagodnym odcinku drogi zmieniłem buty na kierpce bez dodatkowej podeszwy. W końcu mieliśmy testować sprzęt i siebie ;) w bardzo dobrym tempie, tzn. ok 1,5h, dotarliśmy na szczyt. Ruch turystyczny był znikomy, także nasz niecodzienny wygląd nie stanowił atrakcji i nie wprowadzał ludzi w zadziwienie. Po szybkim śniadaniu w schronisku, przeszliśmy spokojnym marszem przez Długą Halę, na wyręby. 


Na odsłoniętych odcinkach, mimo że temperatura wzrosła do ok. 12°C, mocny wiatr mógł stanowić problem. Ale nie stanowił. Wełniana gunia i kaftan węgierski które mieliśmy doskonale utrzymywały ciepło, więc cała trasę przeszliśmy w wielkim komforcie, pomimo że mieliśmy pod spodem jedynie lniane koszule. Tak samo świetnie sprawdziły się sukienne portki (szyte wg biłgorajskich) i wąskie spodnie węgierskie. Czapka i kapelusz będące interpretacjami nakryć głowy z malowideł z Orawki sprawdziły się doskonale i stanowiły bardzo ładne dopełnienie naszych sylwetek.



Wnioski jakie wyciągnęliśmy są bardzo proste i bardzo satysfakcjonujące. Stroje używane przez górali w Karpatach, zafunkcjonowały doskonale. 4,5h marszu ani nas nie zmęczyły ani nie powodowały jakiegokolwiek dyskomfortu. Nasze stroje znalazły się po porostu na swoim miejscu. Całość spaceru miała miejsce w najcudowniejszych okolicznościach złotej i czerwonej gorczańskiej jesieni. Już wiemy że to było tylko preludium naszych dalszych wędrówek.

Adam Ledwoń

poniedziałek, 3 maja 2021

Chłopska opończa

Od źródeł do wykonania i noszenia płaszcza chłopskiego dwugłowego z wielkopolskiej księgi cechowej z 1593 roku.


Odtwórstwo warstw niższych z wieku XVI i XVII nastręcza wiele więcej kłopotu niż wykonanie wiernych kopii przedmiotów dobrze znanych, zachowanych i opisanych, bo należących niegdyś do osób znaczących. Pamiątki tekstylne dotyczące warstw niższych rzadko się zachowały, bo nie stawały się przedmiotem sentymentu następnych pokoleń, lecz miały wymiar głównie praktyczny. Tą swoją opinią chciałem zwrócić uwagę na fakt, iż podstawową trudnością jest dla mnie wątła ilość źródeł dot. wykonania płaszcza chłopskiego. Ale od czego mamy fanpage ‘Projekt Chłop’ czy ‘Szlafroków rozmowy’.

Temat płaszcza był już na fanpagu Projekt Chłop poruszany, np w 2015 roku gdy zestawiono wykrój “kaptura chłopskiego” z innymi ciekawymi grafikami: “W księdze krawieckiej z XVII w znajdujemy ciekawy wykrój chłopskiego kaptura. Ma on swoisty garb na plecach. W dziele Haura z 1693 r znajdujemy rycinę przedstawiającą chłopa w kapturze z takim właśnie dziwnym garbem. Co ciekawe rycina to kopia ryciny z dzieła Piotra Crescentyna z 1571.”

Warto też zapoznać się z poniższymi linkami dotyczącymi historii cechu krawieckiego z Chwaliszewa, skąd pochodzi omawiany wykrój kaptura:
https://wbc.macbre.net/document/5735/bractwo-krawieckie-chwaliszewskie.html
https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/show-content/publication/edition/159363?id=159363

Z tego, co mamy dostępne na stan wiedzy na dziś, warto przytoczyć obszernie opisane hasło ‘Opończa’, z Encyklopedii Staropolskiej (wyd. 1900-1903): “Opończa. Płaszcz od deszczu, kopieniak. Orjentalista Muchliński twierdzi, że Turcy (którzy na oznaczenie płaszcza mają swój wyraz jahrmurłuk) pożyczyli od Polaków i Ukraińców drugą nazwę przerobioną podług siebie na japondża, przyczem twierdzi o słowiańskości źródłosłowu wyrazów: opona, oponka, oponeczka. Łuk. Gołębiowski uważa opończę za starożytny ubiór polski a obok tego pisze: Opończy, chroniących od zimna lub słoty, rodzaje te upatrujemy: brandebury, burki (były w XVII w. chwalone szczekockie t. j. w Szczekocinach robione), czuje albo czujki, jamurlachy, kopieniaki, mantele, ormentle, płaszcze i właściwe opończe. Szlachta nosiła opończe karmazynowe adamaszkiem lub atłasem błękitnym podszyte, kroju takiego, jak kiereje, z przydanym kapturem do nakrywania głowy w czasie deszczu. W opończy kroju pierwotnego, bez stanu, chociażby karmazynowej, wejść do pokoju było nieobyczajnie, ale gdy nastały opończe wcinane i atłasem błękitnym podbijane, można było. Takich opończy, jako z przedniego sukna francuskiego robionych, nie nosił lud prosty, tylko możni a najwięcej dworzanie. Starowolski mniema, że opończę przyjęli Polacy od Tatarów po bitwie wygranej r. 1512. Mamy stare przysłowia: 1) Choć słońce gorące, bierz w drogę opończę; 2) Patrz na słońce, kładź opończę; Rysiński przytacza dwa przysłowia: 3) Opończa ode dżdża i 4) Gdy jedziesz w drogę ano piecze słońce, nie chroń się dla dżdża wziąć sobie opończę.”

Z opisu można dedukować, że warstwy niższe, uboższe korzystały z praktycznych okryć wierzchnich, ale w kroju prostym i o tkaninie mniej szlachetnej w odróżnieniu od zamożnych mieszkańców Rzeczpospolitej.

Potwierdzenie powyższych tez znajdziemy w opracowaniu koniecznym do zapoznania - rozdział: “POLSKA OPOŃCZA Z KAPTUREM SZCZĘŚĆ BOŻE I UKRAIŃSKA OPOŃCZA Z BOHORODYCEJU” z publikacji Aleksandra Błachowskiego “Ubiór i krajobraz kulturowy polski i ukrainy zachodniej w ikonografii J.Głogowskiego i K.W.Kielisińskiego”.

Nie zamierzam streszczać jej zawartości w tym miejscu, ale konkluzje moje są takie, że płaszcz chłopski powinien wykonany być z wełny wytrzymałej, trwałej, z podszewką, która będzie delikatniejsza dla ciała i zapewni dodatkową ochronę od zimna. A ilość materiału przewidziana na wykonanie takiego płaszcza to pięć łokci (przyjmując łokieć staropolski na 59,6 cm daje nam to prawie 3 mb materiału o szerokości beli).



Mamy więc do wykonania płaszcz wg. wykroju:





Wiemy, że potrzebujemy tkaniny w ilości 3 mb o szerokości nie przekraczającej metra.

Moim celem stało się odwzorowanie wykroju pod własną posturę tak, by był bardzo praktyczny w każdych warunkach atmosferycznych oraz dawał swobodę ruchów.

Znalazłem w szafie miłą wełnę w wymiarach około 1,4 m x 3 m, na której postanowiłem przetestować tenże wykrój (mamy tu do czynienia ze współczesną szerokością belki materiału:


I po wycięciu (kot dla skali):


Po zszyciu, lecz przed rozprasowaniem szwów prezentował się tak:




Okazał się zbyt mały. Długość powodowała, że stał się mało praktyczny dla mnie. Podzielę się zdjęciami gdy nowy właściciel założy ten płaszcz.


Przyszedł zatem czas na szycie “właściwej wersji”.

Znalazłem wełnę o ładnym splocie, nitce i kolorze. Ciężki w prasowaniu i pachnący piwnicą - bo pochodzący sprzed kilku dekad....


Postanowiłem podzielić materiał w taki sposób by odpowiadał szerokości belki poniżej 1 metra.
Profesjonalnie wykonany rysunek pomógł mi w rozplanowaniu podziału tkaniny:


Taki układ miał zapewnić, by na najbardziej istotnych częściach płaszcza szwów było jak najmniej.

I oto porównanie do wersji poprzedniej, kształt samych kapturów nie zmienił się:


Po zszyciu części wyznaczyłem miejsce rozcięcia na ręce - widzimy tu inny kąt niż wg. projektu. Jest to świadoma decyzja, bo jest to wersja dużo dłuższa niż wynika z wykroju. Materiał z przodu płaszcza ma zasłaniać nasze ciało nawet gdy będziemy gestykulować jak nasi włoscy przyjaciele, także nie może być zbyt wąski po zszyciu.





Ci z Was, którzy mają bystry wzrok na pewno zauważyli na wykroju dwie kropki.


 Zidentyfikowane zostały jako otwory do przeplatania rzemienia bądź tasiemki (najważniejsze żeby nie był to nylonowy sznurek od snopowiązałki tak powszechny w chłopskim obejściu). Związanie płaszcza w tymże miejscu pozwoli nam wydzielenie otworów na ręce, umożliwi swobodne ruchy oraz spowoduje, że poły płaszcza lepiej będą na siebie zachodzić. Gdybym szył drugi raz, użyłbym nici lnianej woskowanej ale o barwie mniej agresywnej i taką Wam też polecam w tym wypadku.




W międzyczasie płaszcz zyskał podszewkę z niezbyt gęsto tkanej wełny z dwóch włóczek o różnych barwach. Wg. mojej wiedzy sposób barwienia tkanin i nitek zmienia się na przestrzeni wieków. Najogólniej należy przyjąć, że tkaniny farbowane w całości wypierają w ciągu wieku XVI tkaniny tkane z barwionych włóczek. Tkaniny z nitek wielobarwnych pozostają popularne na terenach wiejskich gdzie, wyplata się je głównie na własne potrzeby.


Całość po zszyciu została przetestowana w różnych warunkach atmosferycznych.
Sprawdza się zimą przy opadach śniegu i na dużym mrozie. Wiatr nie jest straszny podczas wędrówek. Deszcz z wiosennej burzy również nie czyni szkody. Idealnie sprawdza się na warcie i podczas snu. Może służyć jako koc. Przy dobrym ułożeniu zmieszczą się pod nim dwie osoby.
Ogólnie polecam wszystkim, którzy cenią sobie praktyczne rozwiązania.


Dla tych, którzy dotrwali do tego momentu podpowiem, że ten drugi kaptur służy do tego, by założyć go na czubek głowy. Wtedy uzyskujemy przed sobą ‘komin’ do oddychania oraz obserwacji przestrzeni bezpośrednio przed swoimi nogami. Ma to zastosowanie gdy poruszamy się podczas śnieżycy albo ulewy. Jest też niezwykle wygodne gdy chcemy obronić się przed komarami podczas snu. Proporcje kapturów należy dobrać indywidualnie do wielkości własnej głowy. Otwór przeznaczony na twarz nie powinien być dużo większy niż taki, który pozwoli opuścić kaptur na plecy, gdy chcemy odkryć głowę całkowicie bez zdejmowania płaszcza. Dopuszczam myśl, że taki kaptur mógł być tak dopasowany do twarzy by nie było to możliwe - przy długiej konstrukcji wydaje się to bardzo niepraktycznym rozwiązaniem.


Adam Gozdalik

Na zdjęciach Adam Gozdalik, Michał Filant, Patryk Pokorski


niedziela, 28 marca 2021

Kusze czy łuki? Analiza starcia pod Zakrzewem.


2 lutego 1656 r we dworze znajdującym się we wsi Zakrzew doszło do ciekawego starcia. Grupa polskich partyzantów zaatakowała szwedzki oddział pod dowództwem Rutgera von Ascheberga. W czasie walk spłonął dwór, wielu Szwedów zostało rannych, ale udało im się wyrwać z okrążenia i  uciec. Von Ascheberg w swoich pamiętnikach opisuje starcie tak jakby było jego wielkim zwycięstwem. Walk tego typu było w czasie Potopu mnóstwo, jednak to szczęśliwie doczekało się uwiecznienia na przynajmniej 2 bliźniaczych obrazach. Obrazy nie był malowane przez szczególnie wybitnego artystę stąd ich interpretacja może nastręczać  licznych problemów. Jednym z nich jest kwestia uzbrojenia części partyzantów. O ile u części wyraźnie widać łuki, to inni wyglądają tak jakby używali kusz.


Szczególnie widoczne  jest  to u tych postaci:


Mając tylko takie przedstawienie można by przypuszczać, że artysta namalował kuszników. Niestety okazuje się, że część polskiej jazdy kozackiej również trzyma broń w podobny sposób:


Analiza ikonograficzna nie daje zatem jednoznacznych informacji.  Przyjrzyjmy się jednak kontekstowi starcia. W pracy Wojna polsko-szwedzka 1655-1660” , red. J. Wimmer, Warszawa 1973,  Jerzy Teodorczyk pisze iż wojskami polskimi dowodził Stanisław Witowski, kasztelan sandomierski. Miał on mieć pod sobą 4 chorągwie komputowe (kozackie), 2 chorągwie pospolitego ruszenia (1 kozacką i jedną husarską) oraz chłopską piechotę dymową.  Piechota ta miała być zbrojna w kosy (o których pisze też von Ascheberg). O samych kuszach ani łukach nic nie ma. Ascheberg pisze tylko o strzałach. Nie wiem jakiego słowa użył mam bowiem tylko polskie tłumaczenie ale trzeba pamiętać, że w języku niemieckim słowo Pfeil  - może oznaczać strzałę z łuku jak i kuszy:
www.woerterbuchnetz.de/DWB/pfeil

Witowski był kasztelanem Sandomierskim. Chłopi których prowadził pochodzili najprawdopodobniej z jego włości. W swojej Kulturze ludowej Słowian Moszyński pisze, że kusze wśród chłopów zachowały się  tylko jako  zabawki na  Polesiu i w tzw. Lasach pomiędzy Wisłą a Sanem. Kusze zabawki mogły, być pozostałością po używaniu kusz prawdziwych, a także z nimi współwystępować  (jako narzędzie nie tylko zabawy, ale i nauki i wprawiania się). Tak sprawa wygląda w rejonach z których mamy więcej źródeł – np. w Niderlandach, gdzie na tych samych obrazach z XVI można na scenach przedstawiających jarmarki dostrzec zawody kusznicze dla dorosłych i jednocześnie sprzedaż kusz zabawek dla dzieci. Może być to być zatem poszlaka wskazująca, że dawniej kusze znane były w okolicach Sandomierza. Dawniej zasięg występowania kusz zabawek  był  jeszcze większy. Zabytki z XV-XVI w znaleziono w Wilnie i Elblągu. Więcej TU


Źródła z terenów Polski wspominają tez czasem o  kuszach do polowań. Jednak nie chodzi tu o broń ręczną, tylko kłusownicze SAMOSTRZAŁY. Brak informacji o takiej broni u Moszyńskiego  może wynikać z ostrożności. Informatorzy nie udzielali informacji o kuszach, gdyż jako narzędzia kłusownicze mogły one sprowadzić na użytkownika karę. Z okresu II wojny światowej znane są dwie kusze kłusownicze ze Zbiorów Muzeum Tarzańskiego, opisane przez Henryka Ciosińskiego w artykule „Kusze górali tatrzańskich”. Wiem również o kuszy tego typu ze zbiorów skansenu w Kolbuszowej.


Zbierzmy wszystko do przysłowiowej kupy:

  1. Ikonografia nie daje jednoznacznej odpowiedzi jakiej broni używali chłopscy powstańcy pod  Zakrzewem.
  2. Chłopi prawdopodobnie pochodzili spod Sandomierza -  z okolic gdzie najdłużej przetrwały kusze, przy czym w formie zabawek.
  3. Wiemy, że w XVI-XVII w na ziemiach polskich (w Świętokrzyskim) znano kusze-samostrzały,  zwłaszcza wśród ludności związanej z lasem – bartników i smolarzy.
  4. Możliwe też, że stosowano jeszcze proste kusze ręczne na potrzeby kłusownicze. Mogą  o tym świadczy pojedyncze egzemplarze które po II wojnie światowej trafiły do zbiorów Muzeum Tatrzańskiego i skansenu w Kolbuszowej.

Reasumując -  brak jest dowodów na używanie kusz pod Zakrzewem, chociaż  w świetle poszlak nie wydaje się to  nieprawdopodobne. Możliwe, że Witowski zbierając ludzi na wyprawę dymową, zabrał ze sobą nie chłopów – kmieci, tylko smolarzy i innych ludzi lasu. Tacy byliby oczywiście znacznie bardziej przydatni w działaniach partyzanckich od oraczy.  Wyjaśniałoby to też ich wygląd na obrazie - ciemne, niemal  czarne sukmany i kaptury. Ludzie ci niemal na pewno znali kusze samostrzały i jest dość prawdopodobne, że w dzieciństwie budowali kusze zabawki (czego ślady pozostały w tekstach i etnografii). Prawdopodobnie poza zabawą była to istotna umiejętność pozwalająca w późniejszym wieku skonstruować  pełnowymiarową broń do polowań czy kłusownictwa. 


Rafał Szwelicki


Post scriptum.

Pod koniec 2020 r na fanpage Projekt Chłop zamieściłem serię  wpisów prezentujących chłopskie kusze z całego świata. To ciekawy materiał  porównawczy .

Chiny:

https://www.facebook.com/ProjektChlop/posts/4832061900145126

Skandynawia:

https://www.facebook.com/ProjektChlop/posts/4843387912345858

https://www.facebook.com/ProjektChlop/posts/4938014916216490

https://www.facebook.com/ProjektChlop/posts/4975645349120113

wtorek, 19 maja 2020

Toy crossbows in 15th -17th century

This post is a compilation of information from two Polish posts - first one written in 2016 and one recently about toy crossbows.

In a 1571 Polish edition of Pietro de Crescenzi „Opus ruralium commodorum libri XII”. This version is not direct translation and some parts were adapted to 16th cent. reality.  In a part about hazel tree original states that its wood is good enough for bows ("arcus ad saggitandum satis boni"). Polish version is a bit different. It states that it is good for crossbows for children to play with them ("takież samostrzały dzieciom ku krotochwili"). So what writes the translator of Crescenzi work is that in his times hazel was probably not used for bows any more, but it was still used for crossbows for children.

Apart from this source we do have some remnants of toy crossbows. First one is a toy crossbow from Hamburg City Museum (Stadtmuseum Harburg):





It is a small crossbow with peg-lock (Ger. 
Zapfenschloss) dated to 15th century
In Poland, during excavations in Elbląg 3 children crossbows, dated to 15-16th century were excavated. They are 23-28 cm long and each one is different.


Children crossbows from Elbląg. Mirosław Marcinkowski, Zabawki dzieci elbląskich, w:  Dawne i współczesne zabawki dziecięce, 2010, p. 55

In Poland playing with crossbows survived quite long time. Polish ethnographer Kazimierz Moszyński seen them in early 20th century in remote parts of the country - deep in woods of Polesie and between Vistula  and San rivers. Unfortunately he wrote that they are not interesting and so he doesn't made any drawings.

Apart from texts and some extant examples there are numerous depictions of toy crossbows on paintings and etchings depicting kermises in Flemish art. Here are just two of them:



Toy crossbows. Left: Boerenkermis met een opvoering van de klucht ‘Een cluyte van Plaeyerwater’, Peeter Baltens, ca. 1570, Right: Boerenkermis, Nicolaes de Bruyn, naar David Vinckboons (I), 1642 - 1665
As we can see crossbows were popular toys in 15th -17th century and later. Some were made by childrten or their parents, some were made by toymakers and sold during festivals - just like modern wooden toy crossbows :) 




I decided to make one by myself. Stock  and lock mechanism is made according to Elbląg examples, using some scrap wood (alder). Bow is made from split stick of hazel wood and fastened to the stock with hemp string. Hemp was also used for a bowstring. Crossbow is small - it measures 24,5 cm which is in the middle of dimensions of crossbows from Elblag. 





Maybe later I will paint it red - like the ones seen on Flemish paintings.

There is also great DIY from Tods Workshop showing how to make simple crossbow, similar to the one from Hamburg:https://www.youtube.com/watch?v=S8pivOifGFQ&t=559s

Rafał Szwelicki

niedziela, 17 maja 2020

Samostrzał - zabawka II

Kilka lat temu pisałem o kuszach - zabawkach:


Podawąłem w tamtym wpisie źródła, na obecność takich kusz w XVI w w Polsce. Kolejnymi przykładami są kusze zabawki datowane na XV-XVI w odkryte w trakcie badań archeologicznych w Elblągu. Opisane są one w artykule Mirosława Marcinkowskiego "Zabawki dzieci elbląskich" z 2010 r. 
Kusze - zabawki, znalezione w Elblągu. Mirosław Marcinkowski, Zabawki dzieci elbląskich, w:  Dawne i współczesne zabawki dziecięce, 2010, s. 55
Kusze te są malutkie. Mierzą od 23 do 28 cm długości. Każda jest inna, co wskazuje na brak jakiejś standaryzacji wykonania. Każda ma inny mechanizm spustowy (albo nie posiada go wcale). Brak im też łuczysk, możliwe że pękły i zabawki zostały wyrzucone, albo też kusze nie zostały dokończone. 

Kusze zabawkowe przetrwały wiele lat na wsiach. Moszyński w swojej "Kulturze ludowej Słowian" pisze o nich tak: "Kusza również była niegdyś bardzo pospolita; dziś spotykałem ją wyłącznie jako zabawkę dzieci w głuchych zakątkach Polesia i tak zwanych Lasów między Sanem i Wisłą". Niestety dalej stwierdza, że nie jest ona "objektem zbyt zajmującym dla etnografa" i  nie umieszcza żadnego rysunku takiej zabawki...

Wyglada zatem na to, że tego typu kusze zbawki były znane i bawiły się nimi także chłopskie dzieci. Bardzo prawdopodobne, że także w XVI-XVII w. Postanowiłem zatem taką kusze zabawkę wykonać. Poniższa kusza wzorowana jest na kuszach elbląskich, chociaż  nie stanowi kopii 1:1 żadnego z odnalezionych egzemplarzy. Jako drewna użyłek kawałka olchy, którą miałem pod ręką. Ma długość zaledwie 24,5 cm, mieści się zatem w widełkach wyznaczonych przez elbląskie znaleziska. Łoże zostało obrobione ośnikiem i lekko wykończone pilnikiem.


Jedynym elektronarzędziem użytym przy jego wykonaniu była wiertarka (nie mam tak małych świdrów ręcznych). Łuczysko wystrugałem z leszczyny - zgodnie z opisem z polskiego wydania Crescentyna z 1571 r. 



Łuczysko przymocowałem do leża sznurkiem konopnym. Z tego samego sznurka wykonałem prostą cięciwę.  Mechanizm spustowy wzorowany na elbląskim jest bardzo prosty ale skuteczny. Kusza działa bez zarzutu i pozwala wystrzelić drewniany patyczek na ok. 10 m. Musze jeszcze poeksperymentowac z pociskami bo czuję, że to nie jest jej ostatnie słowo.



Myślę też o pomalowaniu kuszy. Zabawkowe kusze, sprzedawane na straganach, widoczne na XVI-XVII w obrazach niderlandzkich sa zazwyczaj czerwone. Myślę zatem czy nie pomalować jej w ten sposób.

Polecam też film Toda, który pokazuje jak wykonać prostą kuszę ze spustem takim jaki wiudać w zabawce z Hamburga której zdjęcie wrzucałem w poprzednim wpisie o kuszach:
https://www.youtube.com/watch?v=S8pivOifGFQ&t=559s
Rafał Szwelicki

wtorek, 31 marca 2020

Tovaglia, tovagliette pl/eng


Dziś krótki wpis o ciekawym elemencie włoskiego ubioru. Tovaglia, tovagliette bo o nim mowa to  rodzaj chustki noszonej głównie we Włoszech południowych - Neapolu, Kalabrii, Gaecie, przynajmniej od końca XVI aż do początku XX w. Widzimy ją na wielu przedstawieniach chłopek i Cyganek. Poniżej kilka przykładów z różnych epok. 

Today short entry about an interesting element of Italian clothing. Tovaglia, tovagliette is a kind of shawl worn mainly in southern Italy - Naples, Calabria, Gaeta, at least since the end of the 16th century to the beginning of the 20th century. We can see it on many depictions of peasants and Gypsies. Below You can see some examples from different times. 

Cesare Vecellio, De gli Habiti Antichi e Modérni di Diversi Parti di Mondo, 1590
Valentin de Boulogne, The Fortune Teller, 1628 

Neapolitan Papier-mache figurine, ca 1740-1790


Neapolitan Woman, Giovanni Battista Lusieri ca. 1800
Calabria, Charles Holme, Peasant Art in Italy, 1913

Czym jest owo tovaglio, albo jak  pisze Vecellio tovagliette? Samo słowo oznacza ręcznik, albo podkładke/narzutke. Długo zastanawiałem się jak to  jest skonstruowane. Była to dla mnie czysta magia. Okazało się że jak z każdą sztuczką magiczną wyjaśnienie jest banalnie proste. Z pomoca  przyszedł opis w książce Charlesa Holme, Peasant Art in Italy. Okazuje się że jest to  jeden kawałek materiału, złożony na pół. Jedna połówka następnie składana jest wzdłóż na trzy i już. Gotowe. Poniżej schemat i dokładniejszy opis:

What is this tovaglio, or as Vecellio writes - tovagliette? The word itself means a towel, or a pad. I wondered for a long time how it was constructed. It was pure magic for me. It turned out that, as with any magic trick, the explanation is trivial. The description in Charles Holme's book, Peasant Art in Italy, came to the rescue. It turns out that this is one piece of material, folded in half. One half is then folded into three and that's it. Finished. Below is the diagram and a more detailed description:



Potrzebny nam bedzie kawałek materiału.  Ja użyłem lnianego ręcznika szerokiego na 50  i długiego na 150 cm. Można użyć trochę dłuższego lub krótszego - zachęcam do eksperymentów.
1. Składamy kawałek materiału na pół.
2 i 3 Składamy jedną z połówek wzdłóż. Warto dobrze zagiąć te trójkąty, można zaprasować całość, żeby się lepiej trzymała.
4. Odginamy tak powstały ogon do góry - jak widzicie powstała "kieszeń" w którą wkładamy głowę.

You will need a piece of cloth. I used a linen towel 50 cm wide and 150 cm long. You can use a little bigger or smaller one - I encourage you to experiment.
1. Fold a piece of material in half.
2 - 3 Fold one of the halves lengthwise. You need to fold these "triangles" well. You can iron the whole thing to make it more firm.
4. Bend the resulting "tail" up - as You can see there is a "pocket" in which You have to put Your head.

Tak to wygląda po nałożeniu:

This is how it looks after putting on a head:





Tył można pozostawić szeroki, albo zagiąć krawędzie do środka.

You may leave back  of the cloth wide or fold it inside to make it narrower. 

Miłego eksperymentowania!

Have fun experimenting!

Rafał Szwelicki

czwartek, 14 marca 2019

90%? Ponad 80%? Ile było chłopów w dawnej Rzeczpospolitej?


Do napisania tego wpisu nakłoniły mnie powielane wciąż bzdury o liczebności chłopów w dawnej Polsce. Liczby  te pojawiają się  nie tylko w komentarzach internautów, ale też w opisach różnorakich wydarzeń, w tym wystąpień popularyzatorskich. Najczęściej spotykam się z informacją o tym że 90% społeczeństwa dawniej stanowili chłopi, albo modyfikacja tegoż – że obecnie Polacy w 90% pochodzą od chłopów. Czasem zamiast wartości 90% spotkać można 80% czy „ponad 80 %”. Tylko, że nie. Żadna z tych wartości nie jest prawidłowa.



Mamy zatem dwa problemy: pierwszy - ilu było dawniej chłopów, drugi -  ilu Polaków pochodzi od chłopów. Zacznijmy od końca. Nie jestem w stanie powiedzieć ilu Polaków pochodzi od chłopów. To zresztą trudna kwestia. Każdy z nas ma dwoje biologicznych rodziców. Pytanie zatem czy obie linie muszą być chłopskie, czy wystarczy jedna?  Jeżeli tylko jedna to z całą pewnością  można powiedzieć  iż nawet gdyby dawniej chłopi stanowili 90% społeczeństwa to odsetek ludzi pochodzących od chłopów byłby  większy niż te 90%. Jednocześnie odsetek mających przodków szlachtę, mieszczan etc. też  byłby większy niż 10%. System stanowy nie był bowiem systemem kastowym i dopuszczał małżeństwa  mieszane.  Nawet mamy to w staropolskich zbiorach praw, które regulowały np. status dzieci z małżeństw szlachecko-plebejskich (dziecko takie było szlachcicem, o ile szlachcicem był ojciec, a dziecko nie zajmowało się rzemiosłem, handlem i innymi rzeczami „które szlachcicom nie przynależą”  – patrz Sarnicki „Statuta i metryka przywilejów koronnych” 1595 r s 237).  Tym samym suma owych procentów społeczeństwa pochodzących od kogoś jest większa  niż 100.  Kwestii tej nie musimy jednak rozstrzygać. Pytając wysuwających twierdzenia o pochodzeniu od chłopów otrzymywałem odpowiedzi sugerujące, iż utożsamiają oni (błędnie) procent społeczeństwa  pochodzący od chłopów z procentem ludzi chłopskiego stanu w dawnej Polsce. Tym samym możemy zredukować oba problemy do jednej kwestii – ile procent dawnego społeczeństwa stanowili chłopi.

Tu należałoby  przyjąć  ramy czasowe, ponieważ ilość chłopów ulegała pewnym zmianom w czasie. Jako, że interesuje mnie okres XVI-XVIII w to na nim się skupię. Społeczeństwo w tym okresie podzielone było na stany – chłopstwo, mieszczaństwo, duchowieństwo i szlachtę. Oprócz tego istniały grupy ludzi nie mieszczące się w tej systematyce – Żydzi, Tatarzy a także tzw. ludzie luźni (włóczędzy, żebracy miejscy i wiejscy, wędrowni artyści etc. ).  

Ilu zatem było chłopów w tym okresie? Jedną z nowszych publikacji poruszających ten temat jest praca prof. Cezarego Kuklo „Demografia Rzeczpospolitej Przedrozbiorowej” z 2009 r. Dla drugiej połowy XVI w podaje on na wstępie następujące liczby – duchowieństwo 0,2 %, szlachta 9%, mieszczanie 24 % (Kuklo s. 220). Na chłopów przypadałoby zatem pozostałe 67%. Podobne liczby znajdujemy w pracy „Historia Polski w liczbach” wyd. GUS z 1994 r (patrz tabelka niżej), opracowanej przez prof. Andrzeja Wyczańskiego, wraz z (wtedy jeszcze dr) Kuklo. Wartości te Kuklo jednak ostatecznie uznaje za zawyżone, jeżeli chodzi o szlachtę i mieszczan. Uznaje za bardziej prawdopodobne wartości ok. 5,5% dla szlachty, 1% dla duchowieństwa i ok. 20% dla  mieszczan (Kuklo s. 221) . Tym samym chłopi stanowiliby ok. 73,5 % ludności w tym okresie. Nie ulegało to znaczącym zmianom w toku XVII i XVIII w. Chociaż malała ilość mieszczan, to nieznacznie urosła szlachty. Przed  rozbiorami miało jej być 7,5 %, mieszczan 17-18%. Tym samym na chłopów przypadłoby ok. 74-75% ludności kraju.



Jednak jak pisze Kuklo szacunki te nie uwzględniają ludzi luźnych, oraz innych grup -  takich jak np. Żydzi. Dzieje się tak dla tego, że obu tych grup  nie uwzględniają posiadane źródła – spisy podatkowe (pogłówne, podymne, rejestry łanowego etc.), metryki parafialne itp. W przypadku Żydów dysponujemy kilkoma spisami ludności z XVIII w, które dają ok. 700-750 tys. ludzi (Kuklo s. 63). Przy 12 mln ludności kraju, oznacza to, że 5-6% ludności Rzeczpospolitej stanowili Żydzi.  Zmniejsza to liczebność wszystkich grup w powyższych wyliczeniach, tym samym liczebność chłopów spadnie z ok. 73,5-74 % do ok. 69,5 -70 %. Do podobnych wartości doszli autorzy „Tablic historycznych” z 2001 r. W tabeli na s. 218 podają oni liczebność szlachty na poziomie 5%, duchowieństwa 0,2%, mieszczan 20%, Żydów 5% a chłopów ok. 70 %. Warto zauważyć, iż wartości te dalej nie biorą pod uwagę ludzi luźnych, Cyganów, Tatarów itp. grup ludności. Ostatecznie może się zatem okazać, że wrócimy do starych, podawanych przez Wyczańskiego danych o 67% chłopów w dawnej Rzeczpospolitej.

Reasumując. Liczebności chłopów w XVI-XVIII w było daleko do postulowanych 90% czy nawet ponad 80% ludności kraju. Wynosiła ona poniżej 70%. Niestety z uwagi na brak danych nt. liczebności ludzi luźnych w pracach do których dotarłem, nie jestem w stanie powiedzieć o ile procent należałoby jeszcze tę wartość zredukować. Należy też pamiętać, że nie każdy chłop w tym okresie był chłopem pańszczyźnianym. Ale o tym innym razem.

Rafał Szwelicki